Ziemianki–Kuchary

3. Kuchary, ziemianki


W miejscowości tej znajdują się również miejsca, w których w czasie ostatniej wojny wykonane były ziemianki dla stacjonujących wojsk niemieckich. Miejsca częściowo zachowane, widoczne do dnia dzisiejszego. W latach 80 tych można było jeszcze do jednej z niej wejść, kilka lat temu uległa zawaleniu.

Relacja Józefy Podsiadło z prac przy budowie ziemianek w Kucharach.

(…) Pewnego dnia sołtys zebrał wszystkich ludzi na zebranie w środku wsi. Poszliśmy tam wszyscy, Niemcy wydali takie zarządzenie. Na zebraniu tym usłyszeliśmy, że mamy obowiązek kopania okopów, rowów strzeleckich i innych umocnień. Z tego pamiętam to osoby, które były wyznaczone do tych robót były typowane poprzez przeliczenie hektarów, co powodowało obowiązek przepracowania odpowiednich ilości dni. W tym czasie ojciec posiadał większe gospodarstwo, z tego wynikało, iż co dzień musi jechać jedna osoba. Ze względu na to, iż ojciec musiał pracować w kuźni, matka opiekować się młodszym rodzeństwem wypadło na mnie. Część osób musiało zgłosić się na plac z własnymi furmankami celem załadowania pracowników. Zbiórka była we wczesnych godzinach rannych. Dostaliśmy polecenie jechać do Kuchar. W tym kierunku zmierzały też inne furmanki, jadące z innych miejscowości. Były osoby z Chruszczyny, Wielgusa i innych okolicznych miejscowości. Podróż trochę trwała. Po dotarciu na miejsce, zostaliśmy przydzieleni do prac w okolicach domu gdzie mieszkał mężczyzna o nazwisku Osika. Pilnowali nas uzbrojeni żołnierze. Ktoś wytyczył linię okopów oraz miejsce gdzie musieliśmy kopać ziemianki. W tych dniach było bardzo ciepło, było to późne lato bądź też wczesna jesień. Przydzielono mnie do kopania ziemianek. Wyglądało to tak, że była skarpa może 3 metrowa, w niej wykopywaliśmy głębokie rowy. Później na te jamy od góry były kładzione drewniane belki i następnie było to zasypywane ziemią. Od tych ziemianek odchodziły okopy na pobliskie wzgórza gdzie była linia umocnień. Pamiętam, iż w tym czasie byłam po świeżo przebytej chorobie i ciężko mi było przerzucać ogromne ilości ziemi. Niemcy widzieli, że byłam słaba i pozwolili mi na odpoczynek. Była z nami mieszkanka naszej wsi, Marcowa, znała niemiecki i poprosiła ich żebym nic nie robiła, przystali na to. Moja rola polegała na tym, że donosiłam ludziom wodę. Chodziłam pośród nich pod czujnym okiem rozstawionych, co kilkadziesiąt metrów Niemców. W małym lasku było źródełko brałam z niego wodę, lecz nie chodziłam po nią sama, nie pozwalano mi. Były wśród nas znane opowieści o Niemcach i obawa, że mogę zostać zgwałcona, byłam wtedy młodą dziewczyną. Po zakończeniu dnia wracaliśmy do domów. Na następny dzień znów musiałam rano wstać i jechać na roboty. Niemiec nadzorujący wyjazd mówił na mnie cyt ,, nie gut „ co oznaczało, że pamięta mnie z poprzedniego dnia. Jednak uprosiłam go by mnie zabrano, nie chciałam obciążać rodziców. Kopanie takie trwało kilkanaście dni. Po tych pracach nastąpiła chwila spokoju.(…).