Wspomnienia


Wspomnienia – mieszkańcy gminy Nowe Brzesko

Wspomnienia te, dotyczące końcowego okresu okupacji jak również już samego wyzwolenia zostały spisane w ciągu ostatnich kilku lat. Większość osób jest ze mną spokrewniona, część osób to mieszkańcy okolicznych miejscowości znajdujących się na linii Stellung A 2. Osoby te były świadkami tamtych wydarzeń a dzięki nim możliwe jest odtworzenie rzeczywistości tamtych lat.

(…)Do stycznia trwał wzmożony ruch, ciągły przemarsz wojsk. W połowie stycznia słychać było odgłosy artylerii co potwierdzało iż zbliża się front. W tym czasie w naszym domu stacjonowali Niemcy. Pewnego dnia gdy Niemcy przebywali jeszcze w naszym domu, w tym czasie do naszej wsi można powiedzieć do jej centrum na białym koniu wjechał radziecki żołnierz i krzycząc powiedział cyt ,, ja Polszu oswobodił”. Usłyszeli to Niemcy wybiegli z domu i zaczęli uciekać drogą w górę do głównej drogi w kierunku Dalechowic. Nie było żadnej wymiany ognia. Po chwili nadciągnęło więcej Rosjan. Byli obdarci, śmierdzący, pijani, karabiny mieli na sznurkach. Bałam się ich bardziej niż Niemców. Po wsi chodziły opowieści, że mają gwałcić kobiety, piersi odcinać. Oczywiście rozlokowali się w naszym domu. Miałam nowe buty, ojciec zamówił mi wcześniej u szewca nowe kozaki. Schowałam je pod kołdrę. Jeden z nich przeszukując dom znalazł je. Rzuciłam się na nie, chwyciłam je lecz on przystawił mi lufę do głowy. Wolałam mu jej oddać. Strasznie się bałam. Coraz więcej Rosjan szło przez wieś, wszyscy pytali o drogę na Kuchary. Wskazywaliśmy im, że na południe. Pytali ojca gdzie są konie we wsi. My mieliśmy dwa piękne konie. Zabrali je. Kazali podkuć. Wujek mieszkający w tej samej wsi miał pięknego konia, pamiętam ze skakał nim przez rowy na okolicznych łąkach. Również mu go zabrali i przyszli z nim do ojca do podkucia. Ojcu zrobiło się żal wujka i konia. Wymyślił, że pod podkowę włoży szpilkę to koń będzie kulał. Podkuł konia, Rosjanin wsiadł na niego. Po chwili koń zaczął kuleć. Widać było, że był zdenerwowany, szalał ze złości, krzyczał na ojca. Konia zostawił. Później Rosjanie przychodzili z następnymi końmi. Ojciec podkuwał je już z lufą karabinu przy głowie. Rosjanie wyłapali wszystkie kury, które mieliśmy w gospodarstwie. Kazali je wszystkie ugotować. Musiałam je wszystkie patroszyć, nastawiliśmy wodę. Rosjanie w tym czasie pili denaturat, który zabrali ze sklepu w Dalechowicach. Potem wszyscy zasnęli. Kury się gotowały, Musiało to być wieczorem. Nie zdążyli zjeść kur, przed świtem wszyscy opuścili dom, poszli w stronę Bobina. Później słychać było odgłosy artylerii, słychać było świst kul. Przez kilka dni Rosjanie szli przez naszą wieś i kierowali się na południe pytając o Kuchary, natomiast w odwrotną stronę na furmankach i saniach jechali ranni. Kierowali się oni w stronę Gorzkowa. Następne wojsko było już inne, byli bardziej zadbani, lepiej ubrani. Nie pamiętam by ktoś w tym czasie został zabity czy to przez Niemców czy to też przez Rosjan.(…)

J.P.

Rozmowa w dniu 21.01.2008 r.


(…)W styczniu 1945 r. w naszym domu kwaterowali Niemcy. Wraz z całą rodziną tzn. ja, moja siostra z mężem i kilkumiesięczną córką musieliśmy się zadowolić piwnicą, którą mięliśmy obok domu. Tuż obok domu, może kilka metrów dalej szły już linie okopów także można ująć, że nasz dom był na linii frontu. Byliśmy w niej od kilku do kilkunastu dni. Słychać było odgłosy broni, armat. Nie wychodziliśmy z niej, baliśmy się. Gdy walki ucichły wyszliśmy na zewnątrz. Widzieliśmy Rosjan, którzy szli dalej za wrogiem, zrewidowali nas. Wytłumaczyliśmy im, że to nasz dom i Niemcy nas z niego wyrzucili. Dom nasz był na pagórku, z którego był dobry widok na dolinę Szreniawy. W dolinie było bardzo dużo ciał rosyjskich żołnierzy. Później wszystkich pozbierano i gdzieś wywieziono. Nie mam pojęcia gdzie, pewnie na jakiś cmentarz. Nikogo to nie interesowało.(…)

(…) Jak kiedyś szłam do domu drogą pod górkę. Niemcy będący na okopach strzelali do mnie z automatu. Miałam wtedy kilkanaście lat. Uciekałam do domu a oni strzelali nadal, nie trafili a może mnie tylko chcieli nastraszyć.(…)

(…) Po walkach na okopy przyszło dużo miejscowych osób. Widziałam jak chodzą po nich i czegoś szukają. Były tam ciała niemieckich żołnierzy. Wynieśli je na górkę na której były chyba dwa wozy konne. Zwłoki zostały ograbione. Ludzie rzucili się na nich . Zabierali buty, płaszcze, swetry, kalesony, skarpety. Byli oni nadzy wrzucani na wozy. Pamiętam że były to młode ładne chłopaki. Naprawdę ładne chłopaki. Żal mi się ich zrobiło. Płakałam jak wrzucali ich na wozy jak ścierwo. Zabrali ich na cmentarz do Starego Brzeska gdzie ich pochowano.(…)

(…) Pamiętam żołnierzy niemieckich, maszerowali drogą przez Śmiłowice w kierunku Krakowa. Myśmy miały po kilkanaście lat, szłyśmy ze szkoły. Stałyśmy przy drodze i patrzyłyśmy na nich. Rzucali nam konserwy, myśląc pewnie, że jesteśmy głodne i liczymy, że coś nam do jedzenia dadzą . Zbieraliśmy je z ziemi i zaniosłyśmy je do domu. Tam zamiast zjeść rodzice byli na nas źli. Okrzyczeli nas a konserwy zostały wyrzucone. Nie pozwolili nam ich nawet dotykać. Tłumaczyli nam, że mogły być one zatrute. (…)

(…) Niemcy z Kamieńca mieli się cofać przez Gruszów a dowództwo główną drogą od Śmiłowic w stronę Hebdowa, gdzie mieli się spotkać. W Gruszowie mieli się Ruscy przełamać i wszystkich wybić. (…)

(..) Pewnej nocy przyszło do nas do domu dwóch żołnierzy niemieckich. Zima wtedy była. Chcieli od nas ubrań cywilnych. Szybko się przebrali, karabiny wzięli i poszli bardzo szybko. Mundury, co zostawili kazali szybko spalić w piecu. Podpaliliśmy je szybko. Rano, skoro świt przyszli do nas żołnierze niemieccy. Byli bardzo zdenerwowani, karabinami wymachiwali. Zorientowaliśmy się, iż szukają tamtych, co w nocy byli. Przeszukali cały dom, do pieca też zaglądali, ale nic nie znaleźli i odeszli. Pytali o tych dwóch, ale my baliśmy się i nic nie mówiliśmy. (…)

J.K.

Rozmowa jesień 2007

(…) Gotowałam Niemcom. Przychodzili do nas do domu stołować się. Mówili także jak znajdą muchę na talerzu to może być, bo jest ciepło a jak wpadnie to ją usuną, ale jak znajdą włos to mi głowę opalą. Byli spokojni raczej, nie byli złośliwi wobec nas. (…)

(…) Niemcy zostali zaskoczeni. Nie przypuszczali, że Ruscy tu przyjdą. Siedzieli w domu i kazali sobie kurę gotować. Zabili kurę, wsadziłam ją do garnka, ale już nie zdążyłam rozpalić, ponieważ zaczęły się walki i musieliśmy uciekać do bunkra. Słychać było wybuchy, świst kul, czołgi też jakieś się pojawiły. Myśmy siedzieli wtedy w tym bunkrze. Po zaprzestaniu walk wyszliśmy z bunkra i szliśmy w stronę domu. W domu znajdowali się już Rosjanie. Byli wśród nich ranni. Pamiętam, że jeden miał roztrzaskaną głowę. Cząść leżała na podłogach. Potem ranni zostali zabrani. Kazali sobie tą kurę gotować, co w garnku była. Poszłam po drzewo zaczęłam rozpalać, ale coś nie mogłam, popatrzyłam za piec a tam było dużo naboi. Niemcy je zostawili pewnie myśląc, że Ruscy będą kurę gotować, rozgrzeją piec i nastąpi wybuch. (…)

(…) Niemcy wszyscy ugrzęźli w kotle. Ruscy przez Kamieniec nie przeszli tylko tu u nas przez Gruszów. Wszyscy niemal zginęli. Ciała leżały na polach. Niemców może było około stu żołnierzy, Ruskich może 30-40. Zostali oni przetransportowani na cmentarz zakaźny w Gruszowie. Pod cmentarzem biegły linie okopów. Zostali oni tam wrzuceni i zasypani. Czy to Niemiec czy Rusek, wszyscy do doła . Pewnie nie jeden z nich był bogaty, miał rodzinę i tak skończył bez grobu nawet. Po upływie około roku Rosjanie zostali wykopani. Wykopywali ich mój ojciec i mąż. Wrzucani byli do skrzyń i odwożeni na cmentarz do Proszowic. Ojciec z mężem całą drogę wymiotowali, jak mówili później, taki był smród rozkładających się ciał. Niemców nie wykopywali, leżą do dziś. Nikt się nimi nie przejmował. Rodzina nie wie pewnie gdzie oni zginęli i gdzie leżą. (…)

(…)W trakcie kopania okopów pilnował ludzi około sześćdziesięcioletni Niemiec. Poszedł za potrzebą do lasku. Po chwili od jego powrotu zaczął wygrażać coś ludziom kopiącym rowy strzeleckie i straszył że ich zabije. Przyszli do mnie bo wiedzieli, że Niemcom gotuję i coś ich mowę rozumiem. Niemiec oskarżał ich, że ukradli mu granat przeciwczołgowy, który miał przy pasie. Ludzie przysięgali, że nie mają nic z tym wspólnego. Jeden z ludzi powiedział że Niemiec chyba sobie o nim zapomniał jak był w lasku. Poszliśmy wszyscy do lasku i obok miejsca gdzie był na stronie leżał granat. Niemiec nas przeprosił i sytuacja się rozładowała.(…)

P.Z.

Rozmowa 29.01.2010 r.

(…) Później ojciec konia sprzedał żebym codziennie nie jeździł w podwody. Przyszli ruscy drugiego konia zabrali i tak zostaliśmy bez koni.(…)

(…) Szedłem i zauważyłem posterunek niemiecki. Miałem na rękach rękawice wojskowe. Bojąc się, że mogą mnie wziąć za partyzanta obok pewnego domu zdjąłem je i zakopałem pod liśćmi. Wracają chciałem je zabrać z powrotem, lecz niestety już ich tam nie było, pewnie ktoś zabrał je widząc przez okno z tego domu. (…)

(…) Ojciec miał dwa konie, na polecenie Niemców musiałem jeździć w podwody. W lecie i jesienią 1944 r. jeździłem po drzewo za Wisłę do Drwini. Był tam skład drzewa, rządzili nim Ukraińcy. Po podjechaniu trzeba było samemu załadowywać na wóz. Były to bale, które później służyły do budowy umocnień. Odbywało się to w ten sposób, że nikt nie pomagał. Kazali ładować i ich to nie obchodziło. Nie było kolejek tylko zajeżdżało się i brało się drzewo. Odbywało się to w ten sposób, że wywracało się wóz, końmi podciągało drzewo, przywiązywało linami a następnie znów końmi stawiało się wóz na koła. Później zaprzęgłem konie do wozu, był mocno obciążony. W tym czasie jedna z moich klaczy była źrebna, zerwała się i zaczęła się źrebić. Jeden z Ukraińców podszedł i gonił mnie żebym już jechał. Powiedziałem mu, o co chodzi, że klacz będzie się źrebić. Ukrainiec zrobił się spokojny. Niestety, ale źrebię urodziło się nieżywe. Nie mogłem zaprzęgnąć tej klaczy, więc musiałam zrzucić trochę ładunku. Klacz szła obok wozu luzem. W czasie, gdy jechałem byłem zatrzymywane przez różne posterunki. Musiałem się tłumaczyć, dlaczego tak mało ładunku wiozę i dlaczego klacz idzie luzem. Po przeprawieniu się promem na drugą stronę Wisły odetchnąłem z ulgą. Później jeździłem po drzewo przez most na Wiśle w Nowym Brzesku. Jeździliśmy wtedy już po kilka osób, wszyscy sobie pomagaliśmy w załadunku. Pamiętam był już śnieg. Było tak zimno, że musiałem ręce smarować naftą żeby nie nabawić się odmrożeń. (…)

(…) Ruscy jak weszli to pieniądze i buty były schowane za piecem, zamurowane. Ledwo wszedł do domu to od razu poszedł w to miejsce i odkuwając cegły wszystko zabrał. Nie wiem skąd wiedział gdzie mamy schowek. Może podobnie postępowali inni i już miał taką wiedzę. (…)

(…) W styczniu artyleria strzelała zza Wisły. Pociski przelatywały nad Kamieńcem i wpadały wprost w wąwóz. Dobrze ktoś musiał nią kierować. Była zima a śniegu nie było widać, wszystko było zryte ziemią od wybuchów. Rosjanie byli już pod Krakowem a tu jeszcze Niemcy się trzymali. Gdyby nie przerwano frontu to Niemcy by się długo tu bronili. Byli dobrze umocnieni. Sami te okopy kopaliśmy jak również ludność z okolicznych miejscowości. Drewno z puszczy było przywożone. Kamieniec cały był wycięty. Nie było drzew. Drewnem były okopy wyłożone. Na górze belki z grubego drewna, przełożone kolejnymi a potem przysypane ziemią. Co kilkaset metrów był też zrobiony bunkier ziemny. Najbardziej ucieszeni byli ci co mieli bunkry na swoim polu. Po zakończeniu działań wojennych rozbierali je i mieli drewno na opał. (…)

(…) Jak się wycofywali to wszystkie drogi były zapchane. Uciekali potem an Czechy. Most w Brzesku nie został wysadzony bo wojsko się nim ewakuowało . Most był porządny z bali z drewna z puszczy. Byłem tam przy pracach. Furmanki przywoziły bale , nawracały i znowu. My musieliśmy pracować przy moście były te bale układane na przekładkę. Później wysadzili.(…)

S.B.

Rozmowa zima 2010

(…) Żołnierze po potyczce porozrzucani byli po polach, zbieraliśmy ich na wozy i chowaliśmy na cmentarzu w Starym Brzesku. Wszystkich zabitych Niemców było 22 w tym jeden oficer. Nie wszyscy posiadali znaczki identyfikacyjne. Ich ciała nie były jakoś bardzo zmasakrowane. Posiadali tylko ślady od kul. Okoliczna ludność po przejściu frontu od razu pobiegła na pola i zaczęli ich rozbierać z rzeczy osobistych. Chowaliśmy ich prawie nagich. Większość zabitych pochodziła z Hebdowa. Wożeni byli też z okolicznych wzgórz z innych miejscowości. Oficer miał być przywieziony gdzieś od strony Gruszowa, gdzieś z tamtej strony. Chowani byli po pięć osób, następna piątka na górze na nich. W starym Brzesku było pochowanych dodatkowo 33 Rosjan,. Którzy byli przeniesieni w roku 1946 lub 1947 na cmentarz do Proszowic. . Oficer miał na sobie skórzaną kurtkę oraz lornetkę na szyi. Twarz miał zmasakrowaną, zostały mu tyko włosy.(…)

(…) Drogą od Gruszowa przyszło do Hebdowa trzech Rosjan, zapewne patrolka. Niemcy siedzieli do domach. Podniosłasię wrzawa . Już mieli uciekać, lecz podjęli walkę i przepędzili Rosjan z powrotem. Następnie sytuacja uspokoiła się, lecz cały czas były ruchy wojsk niemieckich.(…)

(…) Doszło do potyczki. Za moją stodołą było stanowisko ckm. Obsługę karabinu stanowiło dwóch Niemców z Pomorza. Jeden z nich mówił, że jego matka jest Polką, ojciec natomiast Niemcem. Drugi wtedy mu powiedział, że jak trzeba było być Niemcem to był Niemcem a teraz jak trzeba być Polakiem to stara się być Polakiem i się do tego przyznaje. Pamiętam, że bardzo dobrze mówili po polsku.(…)

(…) Strzelali oni do nacierających Rosjan. W pewnym momencie pojawił się czołg. Stanął w niedalekiej odległości od mojego domu. Działo p pac niemieckie było ustawione na wzgórzu. Zaczęło strzelać w kierunku czołgu. Czołg by zejść z linii ognia przejechał przez mój sad niszcząc drzewa , śliwy i skrył się za wniesieniem. (…)

(…) W Nowym Brzesku został wysadzony most przez cofające się wojska niemieckie. Pływały po Wiśle potężne belki. Jedna z tych belek przyciągnęło kilku mężczyzn. Na niej był zamontowany ładunek wybuchowy. Chcieli go najprawdopodobniej rozbroić. Nastąpiła detonacja po której kilku mężczyzn zostało rannych a jeden śmiertelnie. Gdy go zbierali zostało po nim około 20 kilogramów. Był porozrzucany po okolicy. (…)

(…)Ruscy jak szli myśmy siedzieli za skarpą nad Wisłą. Słychać było odgłosy walki W czasie gdy przybyłem do domu już w okolicy byli Rosjanie. Miałem na nogach oficerki, ponieważ takie buty w tedy były w modzie i większość w nich chodziła. Jeden z Rosjan podszedł do mnie i chciał buty mi zabrać, Wtedy do niego skoczyłem i chwyciłem go pod gardło. Drugi z Rosjan przystawił mi do głowy karabin i niestety środek zimy, styczeń a ja zostałem w skarpetkach. Rosjanie też posiadali ze sobą dwie kasztanki. Chcieli je sprzedać za litr wódki. Rozpoznałem te kasztanki i wiedziałem, że są one z Dolan, były one dość charakterystyczne. Mówiłem żeby nikt nie kupował, ponieważ narobi się smrodu. Ruscy nie sprzedając ich u nas we wsi pojechali z nimi dalej. (…)

T.M.

Rozmowa zima 2010 r.

„Moja tułaczka wojenna” – Arnold Szyfman

 

Autor przed wybuchem wojny piastował stanowisko dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie, następnie aresztowany przez Niemców przebywał w więzieniu. Po zwolnieniu ukrywał się pod przybranym nazwiskiem w okolicach Sandomierza a następnie w pałacu w Pławowicach, którego właścicielem był Ludwik Hieronim Morstin, gdzie spisał najważniejsze wydarzenia, których był świadkiem. Wydarzenia opisane są chronologicznie według dat.

 

Sobota 13 stycznia 1945 r.

Ostatniej nocy słychać było od czasu do czasu dalekie odgłosy artylerii, rano już systematyczne i wyraźne. A więc chyba ofensywa (…).

Około 10 przed południem przyjechali z Brzeska żandarmi niemieccy w spawie kontyngentu i omawiają z administracją majątku termin dostarczenia go w styczniu i lutym, kładąc nacisk na punktualne wykonanie zaleceń (…).

W południe przyjechał jeden z sąsiadów mieszkających przy szosie Koszyce –Kraków i opowiada, że przed godziną zatrzymało się przed jego dworem kilkadziesiąt samochodów, czołgów i armat niemieckich, po większej części uszkodzonych. Jeden hitlerowiec opowiadał mu, że front przerwany i oni cofają się w popłochu ( …).

Niemcy z oddziału Luftwaffenbau kwaterujący u nas i pracujący przy okopach, nie okazują ani zdenerwowania, ani niepokoju (…).

Kiedy pytam, czy mogą prędko dojść do nas, odpowiada uspokajająco: ,, Tu ich nie dopuszczą, a w ogóle to jest daleka sprawa”. Wieczorem dowiadujemy się z radia, że rozpoczął się na froncie wschodnim atak generalny, który rozwija się w wielka ofensywę radziecką (…).

Strzały coraz gwałtowniejsze i coraz częstsze wybuchy bomb, armaty grają bez przerwy. W ciągu całego dnia przelatywało nad nami wiele aeroplanów i słychać było kilkakrotnie walki powietrzne.

Niedziela 14 stycznia 1945 r.

Całą noc spędziliśmy bezsennie. Strzały artylerii coraz bliższe i mocniejsze(…).

Nagle wśród naszych Niemców zaczyna się popłoch: dostali nakaz pakowania rzeczy i wyjazdu koło godziny 2 po południu do Nowego Brzeska (…).

A jeszcze około południa żandarmi od okopów wyłapywali po wsi ludzi do pracy przy okopach, ponieważ wszyscy się rozbiegli. Nadeszły wieści z Proszowic, że Niemcy wszystkimi drogami uciekają. Front rzekomo już nie istnieje. W Proszowicach na rynku i na głównych ulicach biwakują żołnierze niemieccy przy rozbitych czołgach i uszkodzonych armatach i wcale nie tają, że jest niedobrze. Żołnierze są obdarci, zmęczeni i wielu z nich jest rannych (…).

Dziś miało się odbyć nabożeństwo w naszej kaplicy i rano wysłano konie po księdza do Hebdowa. Furman nie dojechał jednak do celu, bo zbliżywszy się do szosy, zobaczył taka masę żołnierzy i wozów, że zawrócił, nie chcąc ryzykować przebijania się przez ruchomy wał cofającego się ku Krakowowi wojska niemieckiego (…).

Wieczorem komunikat radiowy donosi, że wojska radzieckie znajdują się już 20 km od Kielc, a 50 od Krakowa.

Poniedziałek 15 stycznia 1945 r.

Strzały prawie, że ucichły. Tylko koło młyna Jędrusie rozbroili dwóch Niemców. Nagle około 9 wchodzi do mojej kancelarii trzech żandarmów niemieckich od okopów i zapewniają p. Formańskigo, że możemy być spokojni, bo sowieci tu nie przyjdą. Zostali rzekomo w nocy odparci .

Wtorek 16 stycznia 1945 r.

Niepokój rośnie. Artylerię słychać coraz bliżej, czasami wręcz blisko. Serie karabinów maszynowych i strzały karabinowe staja się coraz wyraźniejsze (…).

Nagle około godziny 10 wieczorem otrzymuję wiadomość, że patrolka sowiecka znajduje się już w pałacu. Schodzę, czym prędzej do piwnicy i tu widzę przed sobą ośmiu młodych żołnierzy radzieckich w białych kombinezonach. Ponieważ należę do nielicznej grupy mówiących jako tako po rosyjsku, więc oprowadzam dwóch żołnierzy na ich żądanie po pałacu. Pytają się, czy nie mamy radiostacji i próbują rozmawiać przez telefon z Proszowicami, ale tam nikt nie odpowiada. W ciągu nocy przeszło przez pałac kilkudziesięciu żołnierzy w białych kombinezonach. Między nimi było kilku mówiących po polsku. Nocą zaczyna się bój o nasze okopy i o okopy pod Mniszowem (…).

Żołnierze radzieccy twierdzą, że okopy zdobyte i kierunek boju zmienia się. Przez pałac przewija się wojska coraz więcej. Nie są to już żołnierze w białych kombinezonach, lecz normalne wojsko, dobrze odziane i dobrze uzbrojone. U nas w pałacu stanął kwaterą sztab dywizji. Ruch olbrzymi. Prawie wszyscy oficerowie doskonale ubrani, w cieple kożuszki, ciepłe czapki. Hełmów na głowach prawie nie widać. Droga ciągną tabory. Motorów niewiele, bo i drogi nie dla samochodów. Strzelanina nie ustaje.

Czwartek 18 stycznia 1945 r.

Dziś gorący dzień. Armaty sowieckie walą z naszego parku- niemieckich prawie nie słychać. Raz po raz rozrywają się pociski, pękają szrapnele, i to tuż obok pałacu, tak że w pewnej chwili wyleciały nawet z brzękiem wszystkie szyby w zachodniej części domu.

Piątek 19 stycznia 1945 r.

Dziś od rana wiadomość od telefonistów, że Kraków wzięty. Sztabu u nas już nie ma. Całe podwórze folwarczne zawalone taborami, które ciągną bez końca. Spichlerze i składy do tej chwili prawie nie tknięte. Wojsko regularne niczego nie brakowało. Dopiero, gdy przyszły jednostki pomocnicze otworzyły składy gospodarcze majątku i zaczęły wszystko rozdawać ludności- zboże, naftę, smary i rozmaite materiały gospodarcze. Jednocześnie zaczęła się rekwizycja stajni i obory. Nie ma już ani jednego konia, ani jednego siodła, ani jednej świni, ani owcy, stosunkowo mało zabrano krów. Wieczorem koło godziny 7 duży ciąg samolotów, potem oświetlanie okolicy świecami i szereg gwałtownych wstrząsów- nie umiem odróżnić czy to bomby, czy ciężka artyleria. I znowu wiele ludzi uciekło do schronu, mimo że rano prawie wszyscy opuścili piwnicę.

Sobota 20 stycznia 1945 r.

Wczorajsze wieczorne bomby skierowane były na pozycję artylerii niemieckiej w Miszowie oraz na Nowe Brzesko.

Niedziela 21 stycznia 1945 r.

Potwierdzenia wiadomości o zajęciu Krakowa, bez zniszczeń, nadchodzi z wielu stron. Jesteśmy szczęśliwi z tego powodu. Łąki położone między Pławowicami a Bobinem zasiane gilzami, drutami, hełmami, granatami, odłamkami szrapneli, kociołkami żołnierskimi i kartkami z niemieckich notatników żołnierskich. Gdzieniegdzie leżą jeszcze nie pochowane trupy żołnierzy i koni.

Bibliografia.

Arnold Szyfman., Moja tułaczka wojenna, Warszawa 1960.