Wspomnienia Arnolda Szyfman


„Moja tułaczka wojenna”

 

Autor przed wybuchem wojny piastował stanowisko dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie, następnie aresztowany przez Niemców przebywał w więzieniu. Po zwolnieniu ukrywał się pod przybranym nazwiskiem w okolicach Sandomierza a następnie w pałacu w Pławowicach, którego właścicielem był Ludwik Hieronim Morstin, gdzie spisał najważniejsze wydarzenia, których był świadkiem. Wydarzenia opisane są chronologicznie według dat.

 

Sobota 13 stycznia 1945 r.

Ostatniej nocy słychać było od czasu do czasu dalekie odgłosy artylerii, rano już systematyczne i wyraźne. A więc chyba ofensywa (…).

Około 10 przed południem przyjechali z Brzeska żandarmi niemieccy w spawie kontyngentu i omawiają z administracją majątku termin dostarczenia go w styczniu i lutym, kładąc nacisk na punktualne wykonanie zaleceń (…).

W południe przyjechał jeden z sąsiadów mieszkających przy szosie Koszyce –Kraków i opowiada, że przed godziną zatrzymało się przed jego dworem kilkadziesiąt samochodów, czołgów i armat niemieckich, po większej części uszkodzonych. Jeden hitlerowiec opowiadał mu, że front przerwany i oni cofają się w popłochu ( …).

Niemcy z oddziału Luftwaffenbau kwaterujący u nas i pracujący przy okopach, nie okazują ani zdenerwowania, ani niepokoju (…).

Kiedy pytam, czy mogą prędko dojść do nas, odpowiada uspokajająco: ,, Tu ich nie dopuszczą, a w ogóle to jest daleka sprawa”. Wieczorem dowiadujemy się z radia, że rozpoczął się na froncie wschodnim atak generalny, który rozwija się w wielka ofensywę radziecką (…).

Strzały coraz gwałtowniejsze i coraz częstsze wybuchy bomb, armaty grają bez przerwy. W ciągu całego dnia przelatywało nad nami wiele aeroplanów i słychać było kilkakrotnie walki powietrzne.

Niedziela 14 stycznia 1945 r.

Całą noc spędziliśmy bezsennie. Strzały artylerii coraz bliższe i mocniejsze(…).

Nagle wśród naszych Niemców zaczyna się popłoch: dostali nakaz pakowania rzeczy i wyjazdu koło godziny 2 po południu do Nowego Brzeska (…).

A jeszcze około południa żandarmi od okopów wyłapywali po wsi ludzi do pracy przy okopach, ponieważ wszyscy się rozbiegli. Nadeszły wieści z Proszowic, że Niemcy wszystkimi drogami uciekają. Front rzekomo już nie istnieje. W Proszowicach na rynku i na głównych ulicach biwakują żołnierze niemieccy przy rozbitych czołgach i uszkodzonych armatach i wcale nie tają, że jest niedobrze. Żołnierze są obdarci, zmęczeni i wielu z nich jest rannych (…).

Dziś miało się odbyć nabożeństwo w naszej kaplicy i rano wysłano konie po księdza do Hebdowa. Furman nie dojechał jednak do celu, bo zbliżywszy się do szosy, zobaczył taka masę żołnierzy i wozów, że zawrócił, nie chcąc ryzykować przebijania się przez ruchomy wał cofającego się ku Krakowowi wojska niemieckiego (…).

Wieczorem komunikat radiowy donosi, że wojska radzieckie znajdują się już 20 km od Kielc, a 50 od Krakowa.

Poniedziałek 15 stycznia 1945 r.

Strzały prawie, że ucichły. Tylko koło młyna Jędrusie rozbroili dwóch Niemców. Nagle około 9 wchodzi do mojej kancelarii trzech żandarmów niemieckich od okopów i zapewniają p. Formańskigo, że możemy być spokojni, bo sowieci tu nie przyjdą. Zostali rzekomo w nocy odparci .

Wtorek 16 stycznia 1945 r.

Niepokój rośnie. Artylerię słychać coraz bliżej, czasami wręcz blisko. Serie karabinów maszynowych i strzały karabinowe staja się coraz wyraźniejsze (…).

Nagle około godziny 10 wieczorem otrzymuję wiadomość, że patrolka sowiecka znajduje się już w pałacu. Schodzę, czym prędzej do piwnicy i tu widzę przed sobą ośmiu młodych żołnierzy radzieckich w białych kombinezonach. Ponieważ należę do nielicznej grupy mówiących jako tako po rosyjsku, więc oprowadzam dwóch żołnierzy na ich żądanie po pałacu. Pytają się, czy nie mamy radiostacji i próbują rozmawiać przez telefon z Proszowicami, ale tam nikt nie odpowiada. W ciągu nocy przeszło przez pałac kilkudziesięciu żołnierzy w białych kombinezonach. Między nimi było kilku mówiących po polsku. Nocą zaczyna się bój o nasze okopy i o okopy pod Mniszowem (…).

Żołnierze radzieccy twierdzą, że okopy zdobyte i kierunek boju zmienia się. Przez pałac przewija się wojska coraz więcej. Nie są to już żołnierze w białych kombinezonach, lecz normalne wojsko, dobrze odziane i dobrze uzbrojone. U nas w pałacu stanął kwaterą sztab dywizji. Ruch olbrzymi. Prawie wszyscy oficerowie doskonale ubrani, w cieple kożuszki, ciepłe czapki. Hełmów na głowach prawie nie widać. Droga ciągną tabory. Motorów niewiele, bo i drogi nie dla samochodów. Strzelanina nie ustaje.

Czwartek 18 stycznia 1945 r.

Dziś gorący dzień. Armaty sowieckie walą z naszego parku- niemieckich prawie nie słychać. Raz po raz rozrywają się pociski, pękają szrapnele, i to tuż obok pałacu, tak że w pewnej chwili wyleciały nawet z brzękiem wszystkie szyby w zachodniej części domu.

Piątek 19 stycznia 1945 r.

Dziś od rana wiadomość od telefonistów, że Kraków wzięty. Sztabu u nas już nie ma. Całe podwórze folwarczne zawalone taborami, które ciągną bez końca. Spichlerze i składy do tej chwili prawie nie tknięte. Wojsko regularne niczego nie brakowało. Dopiero, gdy przyszły jednostki pomocnicze otworzyły składy gospodarcze majątku i zaczęły wszystko rozdawać ludności- zboże, naftę, smary i rozmaite materiały gospodarcze. Jednocześnie zaczęła się rekwizycja stajni i obory. Nie ma już ani jednego konia, ani jednego siodła, ani jednej świni, ani owcy, stosunkowo mało zabrano krów. Wieczorem koło godziny 7 duży ciąg samolotów, potem oświetlanie okolicy świecami i szereg gwałtownych wstrząsów- nie umiem odróżnić czy to bomby, czy ciężka artyleria. I znowu wiele ludzi uciekło do schronu, mimo że rano prawie wszyscy opuścili piwnicę.

Sobota 20 stycznia 1945 r.

Wczorajsze wieczorne bomby skierowane były na pozycję artylerii niemieckiej w Miszowie oraz na Nowe Brzesko.

Niedziela 21 stycznia 1945 r.

Potwierdzenia wiadomości o zajęciu Krakowa, bez zniszczeń, nadchodzi z wielu stron. Jesteśmy szczęśliwi z tego powodu. Łąki położone między Pławowicami a Bobinem zasiane gilzami, drutami, hełmami, granatami, odłamkami szrapneli, kociołkami żołnierskimi i kartkami z niemieckich notatników żołnierskich. Gdzieniegdzie leżą jeszcze nie pochowane trupy żołnierzy i koni.

Bibliografia.

Arnold Szyfman., Moja tułaczka wojenna, Warszawa 1960.